Pierwsza część wywiadu z Jackiem Kornackim – malarzem, rysownikiem, pracownikiem ASP w Gdańsku, autorem instalacji i akcji plastycznych, artystą wykorzystującym w swej twórczości różne media.
Biały Kruk: Pana pierwsza wystawa odbywała się w Elblągu, był to przypadek, czy raczej zamierzony krok?
Jacek Kornacki: Było to konsekwencją wcześniejszej wystawy, jeszcze za moich studenckich czasów. Odbywało się tam sympozjum Truso. Była to praca zaraz po dyplomie, dość dla mnie ważna. Moje prace nawiązywały do portretu trumiennego, były nieco przeskanowane, jeżeli chodzi o wielkość portretu, ale nawiązywały do śmierci, idei przemijania. To mi bardzo pasowało, gdyż była to przestrzeń posakralna, czy właściwie cały czas sakralna, wykorzystywana jako galeria, było to dla mnie bardzo interesujące przeżycie.
B.K.: Czyli Pana ulubioną tematyką jest właśnie sakralność?
J.K.: Nie powiedziałbym. Ja raczej używam pewnych kodów, znaków czy symboliki związanych z religią, ale bardziej w kontekście przemijalności człowieka czy kultury. Przecież znaki sakralne, takie jak szeroko pojęty znak krzyża, który jest znakiem chrześcijaństwa, ale także znakiem naszej kultury, prawda? Czyli relacje kulturowe, a sacrum czy profanum, to wszystko się ze sobą zazębia. Bardziej wchodzę w przestrzeń kulturową, niż stricte sakralną. Używam pewnych znaków, relacji pomiędzy formami, ale bardziej interesuje mnie relacja człowieka i kultury, człowieka i religii. Nie tworzę prac stricte sakralnych, które mają służyć kultowi, czy mają być wykorzystywane w formie idei kościelnej. Teraz zajmuję się na przykład ikoną. Wykorzystuję je do pokazania pewnych relacji kulturowych, a także relacji pomiędzy sztuką a sacrum.
Uważam, że nie można stworzyć nic nowego, jeżeli się nie ma świadomości czegoś, co już było.
B.K.: Czyli w Pana pracach widać wiele z pańskiej filozoficznej osobowości, zwraca pan uwagę na przemijalność.
J.K.: Na pewno ukazuję, że człowiek jest, powiedzmy, bardzo kruchą strukturą, która tylko jest, nie wiadomo dlaczego. To mnie nurtuje. Natomiast, co tutaj podkreślam, to forma przekazu tej treści, związana trochę z relacjami kulturowymi. Kiedy zaczynałem, był modny postmodernizm, z którym nie byłem bezpośrednio związany, czyli rodzaj dialogu pomiędzykulturowego, czyli jakby nakładanie pewnych znaczeń na siebie, bardzo upraszczając, oczywiście. Wykorzystywano trochę cudze znaki zastawne w swojej sztuce, tworząc relacje, pomiędzy pewnymi znaczeniami. Nie wytwarzam stricte nowego znaku, tylko bazując na zestawach, układach. Łączę pewne formy ze sobą. Taka przestrzeń mnie bardziej interesuje i to chyba mnie wyróżnia, co nie zawsze znaczy, że wszystkie elementy moich prac, czy dyskursów są tylko przeze mnie wytworzone, oryginalne. Ja często cytuję, często nawiązuję do czegoś, zbijam różne elementy kultur z różnych okresów, renesansu, nawet Egiptu, jakieś symboliczne zdarzenia nowoczesnymi, na przykład ideę ikony zderzam z Malewiczem. W takich relacjach nawiązuję do pewnych form, które się przenikały w kulturze, sztuce i nabierały innych znaczeń, albo znaczeń na innym poziomie przekazań. Ikona, na przykład, ma sakralne znaczenie, jest światłem, przez które przechodzi wiara, czyli sama nie obrazuje, tylko jest pewnym przekaźnikiem.
Natomiast wykorzystywane elementy takie jak koło, krzyż są bardzo uniwersalne. Później w sztuce współczesnej znajdowały one bardzo duże odniesienia, na przykład na początku XX wieku suprematyzm Malewicza nawiązywał do idei ikony, jako do przyrostu treści nad formą.
W każdym razie idee był bardzo podobne, wykorzystywały te same symbole, ale szły dalej, penetrując inne przestrzenie. To mi uświadomiło, że jak i w kulturze, tak w sztuce nie ma tylko nowości, a często jest cykl, który się zamyka. Nakłada się na siebie a później powstają z tego nowe wartości, powstające dla tego, że są w kontekście tego, co już było, albo się odnoszą do tego negatywnie, albo pozytywnie, albo z tego czerpią, albo zaprzeczają, ale ewidentnie nie istnieje sztuka czy kultura bez tradycji przestrzeni, która była. Uważam, że nie można stworzyć nic nowego, jeżeli się nie ma świadomości czegoś, co już było. Ja to tak widzę.
B.K.: A jakie rzeczy Pana inspirują, oprócz dawnej kultury, kultury polskiej, różnych symboli występujących w naszej kulturze, rzeczy z życia codziennego?
J.K.: To znaczy, tak jak mówiłem, to nie jest do końca tak, że życie współczesne nie ma wpływu na odniesienie się w sztuce do pewnych form zastanych, czy właśnie kulturowych. Ideą nadrzędną moich relacji kulturowych nie jest raczej tylko poszukiwanie pewnego związku między tymi rzeczami, tylko odniesienie do spraw współczesnych. Czyli, żeby powiedzieć coś nowego w sztuce, żeby odnieść się do współczesności, stworzyć nową formę, można tego dokonać poprzez pewną relację kulturową, tak jak ja to robię. To nie jest tak, że jak chcę powiedzieć coś współczesnego, to szukam współczesnego języka, który do tego nie nawiązuje, bo w moich przekazach zawsze jest obecne coś w kontekście.
Na przykład interesuje mnie sprawa współczesnego obrazowania ciała ludzkiego poprzez nowe techniki komputerowe, na przykład tomografia – jak ona opisuje ciało. Nie znam się specjalnie na komputerze, ale wykorzystuję elektronikę w ten sposób, że mam obrazowanie na przykład tomografii własnej głowy. Wykorzystuję to w swoich dziełach artystycznych jako wyraz piękna człowieka, bo tu się okazuje, że jesteśmy skanowani i można z tego uzyskać obraz cyfrowy naszej głowy, czy twarzy, który jest całkowicie inny od naszego wyobrażenia o sobie. Czyli na jakimś etapie przekroju naszej głowy, jest ona całkowicie jej inną formą. Jest ciekawa, niesamowita, jest cała przepięknie zbudowana, ale zupełnie inna niż nam się wydaje nasza twarz, czy nasze ciało.
Na poziomie mikroskopu też jest ono inne niż to, które znamy wizualnie w renesansie, klasycznej sztuce greckiej, czy rzymskiej. Wtedy interesowano się kształtem naszego ciała, jako zewnętrzną powłoką. Zewnętrzne piękno proporcji to nasze ciało na poziomie, które można dzisiaj zobaczyć pod mikroskopem, czy dzięki tomografii komputerowej. Jest równie fascynujące i piękne jak było dawniej, bardzo fascynuje mnie to obrazowanie. To, w jaki sposób człowiek jest przeskanowany przez jakąś energię, która go obrazuje, jak tomografia komputerowa, rezonans magnetyczny, czy chociażby badanie tkanki pod mikroskopem elektronowym, który dodatkowo używa kolorów, by zabarwić pewne struktury. Jeżeli spojrzy się na nie pod kątem artystycznym, pod kątem piękna to okazuje się, że są niesamowicie piękne, a to czasami abstrakcyjne formy, które są naszym ciałem, tylko odpowiednio zabarwione.
To też jest fascynujące, jeżeli chodzi o obraz człowieka i także mnie interesuje- współczesna forma obrazowania ciała, którą ja, z kolegą, który dobrze zna się na komputerze wykorzystujemy jako obrazy, które potem zestawiamy i przetwarzamy.
Czyli oprócz kultury historii, pasjonuję się współczesnym obrazowaniem medycznym. Mieliśmy z kolegą wystawę- zdjęcia tomografii komputerowej mojej głowy, ale w formie sześciokątów, nawiązujące do portretów trumiennych. Bo jest to taka, bardzo polska forma, niespotykana poza rzymskim Egiptem, na mumiach. W sztuce polskiej portret trumienny do tego też nawiązywał, była to twarz człowieka za życia nabita na czoło trumny wraz ze znakami hieratycznymi. I to było charakterystyczne dla Polski, gdzie właściwie występował portret trumienny, ja gdzieś w swojej sztuce, tymi portretami nawiązuję do tego, czyli jakby za życia, ale portret przedstawiający moją twarz, która jest przetworzona komputerowo, czyli w samej idei stworzenia portretu nawiązuje znowu do pewnej diagnostyki, czy relacji tego człowieka, który jest obrazowany, czyli w tym przypadku mnie, nie bezpośrednio twarzy, ale tego ciała. Pokazuje mnie, ale jakby w przekroju. Jest sześciokątne, czyli znowu nawiązuje do portretu trumiennego.
oprócz kultury historii, pasjonuję się współczesnym obrazowaniem medycznym.
B.K.: A jaki artysta z przeszłości pana najbardziej inspiruje?
J.K.: Ja mam bardzo dużo fascynacji i mam problem z fascynacjami, bo jestem fascynatem sztuki jako fragmentu kultury i w zależności od moich potrzeb, one się zmieniają, gdyż odnoszę się do różnych artystów i kultur. Ale jest na pewno parę osób, które miały na mnie duży wpływ. Z jednej strony jest to pewna klasyka, czyli wczesny renesans i Teodor Francesco, oczywiście Giotto, wcześniej sztuka rzymska, bo jeszcze inna sfera, jaka mnie interesuje, to jest ta relacja kulturowa.
Robiłem taką pracę o wojnie, która nawiązywała do Rzymu, faszyzmu i znaku swastyki, który też zmienia znaczenie, ale to są inne problemy, później była ikona i Rublow, współcześnie bardziej Malewicz, tak jak już wspominałem, trochę też abstrakcjoniści jak Mondrian. Oczywiście także artyści renesansu, czyli to ciało, którego piękno chcieli w jakiś sposób obliczyć, budowali pewne teorie, typu Dürer, który tworzył podziały, tak jak w Grecji, gdy tworzono ideał piękna człowieka. Próbowano zamknąć go w liczbach, a później stworzyć nową wizję, jak Leonardo da Vinci, czyli ludzie, którzy interesowali się ciałem, jego pięknem, którzy próbowali je w jakiś sposób rozumieć.
Także nie mam jednego artysty, który jest dla mnie wzorem do naśladowania. To są raczej pewne relacje dla mnie, z których czerpię w przyszłości.
Część II wywiadu już wkrótce!
Rozmowę przeprowadziły Adrianna Skrzypek i Anna Poręba dziennikarki Białego Kruka – gazety szkolnej Gdańskiego Gimnazjum „Lingwista”